Strona:Karol May - Szut.djvu/59

Ta strona została skorygowana.
—   43   —

Przypatrzył mi się badawczo z podełba, aby zobaczyć, jakie wrażenie zrobiło na mnie podanie. A więc to była przynęta, zapomocą której on dostarczał ofiar węglarzowi! Jeśli się uwzględni zabobonność tamecznej ludności, nie ma się czemu dziwić, że znaleźli się nawet ludzie bogaci, którzy dali się zwabić tą głupią historyjką.
Ze szczególnym akcentem dodał gospodarz:
— Ja sam znam kilku ludzi, którzy znaleźli takie cenne kamienie.
— A ty nie szukałeś?
— Jestem już na to za stary. Nie można mieć więcej lat, niż czterdzieści.
— A więc bogini woli młodych mężczyzn od starych! Powinieneś był zabrać się do tego wcześniej.
— Wówczas nie wiedziałem jeszcze nic o jaskini, ale ty masz jeszcze czas; jesteś młody.
— E! Jestem bogaty i posiadam tyle pieniędzy przy sobie, że mógłbym sobie kupić taki dyament.
Spojrzałem mu w oczy z pozorną swobodą i zauważyłem, że się zmienił na twarzy. Jeśli on chciał mnie znęcić dyamentami, to ja założyłem na wędkę złoto dla niego. Staraliśmy się nawzajem jeden drugiego wziąć na haczyk. On postanowił mnie zwabić do jaskini, a ja jego zabrać z sobą do węglarza.
— Taki jesteś bogaty? — zawołał zdumiony. — Myślałem to sobie. Wszakże sam twój koń więcej wart, niż całe moje mienie. Ale nadzieja znalezienia dyamentu rusałki powinna cię mimoto pobudzić.
— Nie przeczę, ale nie wiem, gdzie leży jaskinia. Może mi jej położenie opiszesz?
— Toby nie wystarczyło. Musisz się udać do węglarza Szarki, a on ci drogę wskaże.
— Co to za człowiek?
— Bardzo pobożny, samotny węglarz, który za mały bakszysz oprowadza obcych po jaskini.
Gospodarz zadawał sobie dużo trudu, żeby mnie zapalić do zwiedzenia groty. Udawałem, że wierzę w każde jego słowo i prosiłem, żeby mi opisał drogę do Głogo-