Strona:Karol May - Szut.djvu/65

Ta strona została skorygowana.
—   49   —

głodny, a sopran oświadczał stanowczo w trzy razy podkreślonem B, że nie ma nic do jedzenia.
Halef załagodził sprzeczkę na swój sposób, biorąc wyższy głos duetu za ucho i znikając z nim wewnątrz domu.
Upłynęło z pół godziny, zanim znowu się zjawił. Podczas tego panowała w gościnnych komnatach niepokojąca wprost cisza. Ukazał się wreszcie w towarzystwie gospodyni, miotającej przekleństwa w jakiemś narzeczu, którego wcale nie rozumiałem. Starała się przytem wydrzeć Halefowi jakąś flaszkę, lecz on trzymał ją dzielnie.
— Zihdi, jest coś do picia! — zawołał tryumfująco. — Ja to odkryłem!
Podniósł flaszkę do góry. Gospodyni usiłowała mu ją wyrwać koniecznie, krzycząc równocześnie bezustanku. Z potoku jej słów rozróżniałem tylko zgłoski „bullik jak“.
Jakkolwiek z moją znajomością języka tureckiego wszędzie dawałem sobie radę, to jednak nie wiedziałem, co znaczy: „bullik jak“.
Wreszcie wyciągnął hadżi harap z za pasa, aby się uwolnić od natarczywości niemiłej Hebe. Kobieta cofnęła się o kilka kroków i stanęła, śledząc dalej przerażonym wzrokiem, co Halef pocznie.
On zaś wyciągnął korek, zrobiony ze skrętka szmacianego, skinął mi flaszką zalotnie i przyłożył ją do ust.
Barwa napoju nie była ani ciemna, ani jasna. Nie mogłem rozpoznać, czy to raki było rzadkie, czy gęste. W każdym razie byłbym potrzymał butelkę przed napiciem się pod światło, a potem pod nosem. Halef jednak tak był uradowany tem, co znalazł, że nie pomyślał o takiej próbie. Pociągnął haust spory i długi.
Znałem już hadżego dość długo, ale takiej miny, jak teraz, nie widziałem jeszcze u niego. Twarz zmarszczyła mu się naraz w tysiąc fałdów. Starał się widocznie płyn wypluć, ale przestrach odebrał dolnej części twarzy wszelką zdolność do ruchu. Otworzył usta