tajemny znak, żebym podążył za nim. Uczyniłem to po małej chwili.
— Zihdi, mam ci coś powiedzieć, o czem tamci nie powinni nic usłyszeć — rzekł. — Kobieta twierdziła, że nie posiada ani potraw, ani napojów. Nie wierzyłem jej jednak, ponieważ w konaku zawsze musi się coś znajdować. To też szukałem wszędzie, chociaż ona sprzeciwiała się temu. Najpierw zauważyłem flaszkę tego nieszczęścia do wywrócenia żołądka. Nie chciała mi jej dać, ale ja zabrałem przemocą, gdyż nie rozumiałem, co mówiła. Potem przyszedłem do skrzyni i znalazłem w niej kepek[1]. Jak to pachnęło szczególnie i ponętnie! Nie zapomniałem jeszcze tej woni, gdyż poznałem ją dopiero wczoraj.
Zaczerpnął powietrza. Wiedziałem już, co nastąpi. Odkrył szynkę; to było pewne.
— Czy sądzisz, zihdi — zaczął znowu — że prorok rzeczywiście dobrze archanioła pojął, co do wieprzowiny?
— Myślę, że Mohammed albo tylko śnił, albo tylko uroił sobie, że mu się objawił anioł. Wskutek jego szczególnego sposobu życia i zawiłego rozmyślania podnieciła się jego wyobraźnia chorobliwie. Miewał chajalar[2], w których ukazywały mu się rzeczy nieistniejące. On widział zjawiska, których w rzeczywistości nie było, oraz słyszał głosy, wychodzące z jego własnego mózgu. Zresztą jestem przekonany, że zakaz jedzenia świńskiego mięsa wydał za przykładem Muzy[3].
Panie, sprawiasz mi ulgę. Pomyśl sobie, że wiedziony zapachem sięgnąłem głęboko między otręby. Poczułem jakieś twarde wielkie i małe przedmioty i wydobyłem je. Były to kiełbasy i szynki. Włożyłem je napowrót do skrzyni, ponieważ stara narzekała, że ją ograbiam, a nie mogłem przecież jej powiedzieć, że za