Strona:Karol May - Szut.djvu/70

Ta strona została skorygowana.
—   54   —

uważała za zaszczyt, jeśli ją przerobią na szynkę i kiełbasy.
— Ależ to jej przeznaczenie, a każde stworzenie, spełniające swoje przeznaczenie, należy nazwać szczęśliwem. Prorok głosi, że śmierć to szczęście, zarżnięcie zatem jest dla świni czemś dobrem, za czem powinna tęsknić. Idźno do gospodyni, ale nie pokaż tamtym, co przynosisz. Ja wrócę do nich drugą stroną domu, żeby nie wiedzieli, iż rozmawialiśmy tutaj.
Oddalił się; ja zaś ujrzawszy, że dom ma drzwi także z tyłu, wszedłem do środka.
Zdawało się dotychczas, że kobieta jest sama w izbie. To też zdziwiłem się, usłyszawszy teraz dwa głosy. Stanąłem nadsłuchując. To konakdżi rozmawiał z nią tak, że rozumiałem wszystko dość dobrze. Gospodyni posługiwała się wprawdzie dyalektem, ale starała się mówić dla niego zrozumiale, co oczywiście i mnie się przydało.
— Więc oni tu zajechali — mówił konakdżi. — Czy nie powiedzieli ci, że my także przyjedziemy?
— Owszem, o tem mówili, lecz nie wspomnieli, że i ty będziesz przytem. Ostrzegali, że twoi towarzysze to bardzo źli ludzie. Dlatego nie chciałam nic dać im do picia.
— To było z twojej strony błędem. Właśnie, ponieważ to ludzie tak niebezpieczni, ja muszę z nimi w dobrym stosunku pozostawać, a ty także nie powinnaś pokazać, że ich zamiary przenikasz. Masz może dla mnie jakie polecenie?
— Tak. Nakazywali, żebyś tutaj nie nocował pod żadnym warunkiem, nawet gdybyście bardzo późno przybyli, lecz żebyś z nimi pojechał do Junaka.
— Czy on będzie w domu?
— Tak. Był tu dopiero przedwczoraj i opowiadał, że teraz przez pewien czas nie będzie domu opuszczał.
— Czy wszyscy jeźdźcy mieli się dobrze?
— Nie. Ten stary z ręką zranioną jęczał ciągle.