po dwu, a często przez długie przestrzenie nawet po jednemu. Konakdżi był jako przewodnik oczywiście na przedzie, a Halef tworzył straż tylną. Łatwo sobie wyobrazić, dlaczego. Z pewnością zabrał się do swego pakuneczka, a bał się, żeby go nie przyłapano.
Wjechaliśmy właśnie w zagłębienie, które dawało miejsce tylko dla dwóch jeźdźców. Ja byłem przedostatni i zrobiłem Halefowi tę przyjemność, że nań nie zważałem. On zbliżył się potem do mnie i trzymał się mego boku.
— Zihdi, czy zauważył kto?
— Co?
— Że zjadłem zakazaną szynkę świńską.
— Nikt; nawet ja nie widziałem.
— Mogę więc być spokojnym. Powiadam ci jednak, że prorok ciężko grzeszy względem swoich wiernych, zakazując im tej potrawy. To rozkosz! Pieczona kura nie wytrzymuje z tem porównania. Skąd to jednak pochodzi, że nieżywa świnia lepiej pachnie od żywej?
— To zależy od przyprawienia mięsa. Marynuje się je i wędzi.
— Jak to się robi?
— Wkłada się mięso do soli, ażeby usunąć zeń wodę i zabezpieczyć je przed prędkiem gniciem.
— Ach, więc to jest pastyrma[1], o której słyszałem?
— Tak jest. Potem się to wędzi, a dym dodaje zapachu, który ci się tak podoba. Ile zostało z twoich zapasów?
— Szynkę już zjadłem, a kiełbasy jeszcze nie kosztowałem. Jeśli pozwolisz, to nadkraję.
Wydobył z torby przy siodle kiełbasę, a nóż z za pasa.
— Oczywiście chcesz także kawałek, effendi?
— Nie, dziękuję!
Myśl o opakowaniu i kobiecie, która zapewne sama
- ↑ Mięso marynowane.