nadziewała kiełbasą, odebrała mi apetyt. Spostrzegłem, że Halef męczył się bezskutecznie nad ukrojeniem kiełbasy. Piłował i piłował, ale nóż nie przechodził.
— Co jest?
— Za mocne! — odrzekł.
— Mocne? Może za twarde?
— Nie, nie jest za twarde, ale ogromnie mocne.
— A może dostała się tam kostka. Spróbuj obok!
Przyłożył nóż w innem miejscu i poszło łatwo. Powąchał odkrojony kawałek, zrobił minę zachwytu, skinął do mnie tryumfująco głową i zapuścił zęby. Gryzł i gryzł, trzymał zębami i ciągnął obydwoma rękami, ale napróżno.
— Allah l’ Allah! Ta kiełbasa, to skóra wołowa! — zawołał. — Ale ten zapach, ten smak! Muszę dać radę i dam!
Gryzł i ciągnął z całej siły, aż mu się nareszcie udało. Żyłowate miejsce puściło i kawałek się oderwał. Jedna część została w ustach, a drugą trzymał Halef w ręku. Zaczął żuć i żuł długo, ale nie połykał.
— Co tak żujesz, Halefie?
— Kiełbasę — odrzekł.
— Czemu nie połykasz?
— Jeszcze nie można.
— A jak smakuje?
— Znakomicie! Ale mocne to, nadzwyczaj mocne, jak skóra.
— W takim razie to nie mięso. Zbadaj to!
Wyjął z ust kąsek i przypatrzył mu się. Dusił, ciągnął i cisnął, zbadał bardzo troskliwie i rzekł w końcu, kiwając głową:
— Nie pojmuję tego. Przypatrz się ty!
Uczyniłem zadość jego życzeniu. Wyglądało to rzeczywiście nieapetycznie, ale gdy odkryłem istotę tego, zrobiło mi się jeszcze gorzej. Czy powiedzieć to hadżemu? Tak! Przekroczył zakaz proroka i okazał się skutek grzechu. Halef miał zęby wspaniałe, ale nie potrafił przegryźć tego kawałka skóry. Rozsunąłem go palcem tak,
Strona:Karol May - Szut.djvu/84
Ta strona została skorygowana.
— 66 —