Strona:Karol May - Tajemnica Miksteków.pdf/100

Ta strona została uwierzytelniona.

— Nie. Nazywam się hrabia Alfonso de Rodriganda. Arbellez jest tylko moim dzierżawcą.
— Ach tak — odparł surowo wódz Komanczów, podnosząc się z ziemi. — W takim razie powiesimy cię znowu nad wodą, by cię pożarły krokodyle.
Alfonso był tak pewny swego, że zapytał z uśmiechem:
— Dlaczegóż to?
— Ponieważ jesteś obrońcą obydwu kobiet.
— Usiądź, Czarny Jeleniu! Nie jestem wcale ich obrońcą, przeciwnie, wrogiem, a twoim przyjacielem. To one są winne, że powieszono mnie tutaj, a tyś mi życie uratował. Odpłacę ci za to sowicie — wydam w ręce Komanczów trzech ich największych wrogów: Bawole Czoło, Niedźwiedzie Serce i Piorunowy Grot.
— Piorunowy Grot? Czy mówisz o Itinti-ka, wielkim prerjowcu? Gdzież on jest?
Wódz Komanczów był jakby w gorączce. Uniesiony nadzieją, że dostanie w ręce tych trzech ludzi, tracił spokój, właściwy swej rasie, i zdawał się nie panować nad sobą.
— Powiem wszystko, jeżeli złożysz obietnicę. Przyszedłeś, by napaść na hacjendę?
— Tak — przyznał wódz Komanczów.
— Czy napad się uda?
— Czarnego Jelenia jeszcze nikt nigdy nie zwyciężył!
— Jest was wielu?
— Dziesięć razy po dwadzieścia.
— Dwustu? To wystarczy. Będziesz miał wszystkich trzech sławnych wodzów i skalpy wielu mieszkańców hacjendy, będziesz mógł zabrać wszystko, co znajdziesz

98