Strona:Karol May - Tajemnica Miksteków.pdf/104

Ta strona została uwierzytelniona.

Wróciwszy do ruin świątyni, Czarny Jeleń polecił wywiadowcy, by gotował się do drogi. Człowieka tego ubrano w strój cywilizowanego Indjanina; otrzymał starą strzelbę i najgorszego konia, jaki tylko się znalazł. Do hacjendy miał przybyć od strony południowej. —
Bawole Czoło stał z dzierżawcą i Niedźwiedziem Sercem przy oknie, gdy nadjechał wywiadowca.
— Uwaga! — zawołał Apacz z drwiącym uśmiechem.
— Dlaczego, co się stało? — zapytał Arbellez.
— Nasz brat zwraca nam uwagę, że jest to oczekiwany wywiadowca — objaśnił Bawole Czoło.
— Nie należy wszak do plemienia Komanczów — rzekł don Pedro.
— Tak, to Majo, lub Opata.
— A jak mam go traktować?
— Uprzejmie. Nie powinien się domyślić, że jesteśmy przygotowani do walki.
Don Pedro zszedł na podwórze. Indjanin powitał go uprzejmie, pytając:
— Czy jestem w hacjendzie del Erina, w której rządzi don Pedro Arbellez?
— Tak.
— A gdzież jest don Pedro?
— Ja nim jestem.
— Ach, przepraszam, czy udzielicie mi gościny?
— Bądźcie moim gościem w imię Boże! Skąd przybywacie?
— Przybywam przez góry z Durango.
— To daleka droga.
— Tak. Mieszkałem tam przez lat parę, ale gorączka

102