Strona:Karol May - Tajemnica Miksteków.pdf/111

Ta strona została uwierzytelniona.

— Tchórzliwa żaba Apaczów jest w naszej niewoli — rzekł Czarny Jeleń.
Apacz uśmiechnął się pogardliwie; czuł, że nie powinien milczeć w tej chwili.
— Wódz Komanczów uciekał jednak przed tą żabą.
— Psie! Arika-tugh pokonał Niedźwiedzie Serce.
— To nikczemne kłamstwo! Ani tyś mnie pokonał, ani tamten. Napadliście na mnie podstępem. Oto wszystko, co powiem; ani słowa więcej. Niedźwiedzie Serce pogardza wojownikami, którzy jak pchły uciekają na widok walecznego wroga!
— Będziesz ty jeszcze skomlił, gdy cię weźmiemy na męki.
Apacz nie odpowiedział. Wszyscy czuli, że żelazny ten człowiek dotrzyma obietnicy milczenia, zwrócili się więc do swego wodza:
— Noc się rozwidnia. Wkrótce trzeba będzie iść dalej. Zasiądźmy więc, aby odprawić sąd nad tym, który zowie się wodzem Apaczów.
Otoczyli go zwartem kołem, a Czarny Jeleń, podniósłszy się, wygłosił długą mowę, w której wyliczał występki Apacza wobec Komanczów. Zakończył słowami: — Zasłużył na śmierć!
— Czy weźmiemy go do wigwamów? — zabrzmiało pytanie.
Po długiej naradzie postanowiono dla wygody zabić wroga na miejscu.
— Jaką ma zginąć śmiercią? — zapytał Arika-tugh.
I znowu długo naradzano się nad tem pytaniem; decyzja była trudna; niezwykły jeniec musiał przecież

109