Po tych słowach Czarny Jeleń rzucił do wody pozostały kawał ręki, który aligatory łapczywie połknęły.
Wszyscy rozłożyli się teraz na brzegu.
Po jakimś czasie przybył jeszcze oddział zabłąkakanych; nad stawem tedy zasiadło około pięćdziesięciu Komanczów. Nie badali sąsiedniego lasu, co świadczyło o tem, że nie zabawią tu długo. Czarny Jeleń pierwszy przerwał milczenie.
— Kto widział bladą twarz?
— Mówisz o hrabi?
— Tak.
Okazało się, że nikt nie widział hrabiego.
— Poszukać jego śladów!
Wstali, aby wykonać rozkaz wodza.
— Położenie staje się niepewne — szepnął Apacz.
Bawole Czoło potwierdził skinieniem głowy.
— Tu zatarliśmy ślady, lecz jeżeli pójdą dalej, znajdą je. Trzeba zaczynać. Dam hasło!
Zakaszlał głośno na znak, że można wziąć się do dzieła.
Zaledwie przebrzmiał ostry jego kaszel, z zarośli wysunęły się lufy dwudziestu strzelb.
— Ognia! — krzyknął Bawole Czoło.
Na to słowo huknęły dwadzieścia dwa strzały, a potem jeszcze dwa z dubeltówek wodzów. Tyluż Komanczów padło ugodzonych śmiertelnie. Reszta zerwała się i popędziła do koni. Vaquerowie odnowili nabój.
Ponieważ zginęło przeszło dwudziestu, Komanczowie byli przekonani, że w zaroślach kryje się jeszcze więcej białych. Nie próbowali więc już ataku, lecz rzucili się do ucieczki. Gdy się spierali, kto którego dosię-
Strona:Karol May - Tajemnica Miksteków.pdf/122
Ta strona została uwierzytelniona.
120