Strona:Karol May - Tajemnica Miksteków.pdf/19

Ta strona została uwierzytelniona.

się, co zaszło. Pościg rozpoczęli dopiero, gdy jeńców unosiły już konie
Unger i Indjanin, którzy znali drogę, jechali przodem. Na wzgórzu czekał vaquero z dwoma końmi.
— Pędź za nami! — krzyknął Unger.
Tak tedy wśród ciemnej nocy uciekali jeńcy ze swoimi wybawcami; za nimi gnali Komanczowie, usiłując dosięgnąć zbiegów strzałami. Dopiero, wydostawszy się z doliny, na szerokiej prerji Unger pomyślał o obronie.
— Czy sennorita jeździ konno? — zapytał białą, którą trzymał na swem siodle.
— Tak jest.
— Oto wodze. Niech pani pędzi naprzód!
Sam wskoczył na konia, prowadzonego przez pastucha. Indjanin uczynił to samo. Unger i Indjanin tworzyli teraz straż tylną, doskonałemi swemi strzelbami powstrzymując nieprzyjaciół. Szalona ucieczka trwała do rana. Wtedy pokazało się, że Komanczowie zostali daleko wtyle.
— Może zwolnimy nieco? — zapytał vaquero.
— Nie — odparł Unger. — Musimy mieć za sobą rzekę, wtedy dopiero będziemy bezpieczni.
Zobaczył teraz dokładnie swe towarzyszki i obserwował je badawczo. Jedna była Hiszpanką, druga Indjanką. Obydwie odznaczały się niezwykłą urodą.
— Czy ma pani jeszcze siły do tej jazdy szalonej? — zapytał Hiszpankę.
— Ależ nie czuję wcale zmęczenia.
— Jak mam panią nazywać?
— Imię moje: Emma. Nazwisko: Arbellez. A pańskie?

17