Strona:Karol May - Tajemnica Miksteków.pdf/20

Ta strona została uwierzytelniona.

— Unger. — Czy ma pani do mnie zaufanie?
— Tak.
— Musimy przeprawić się przez rzekę. Nie mamy dostatecznej broni, a nad Rio Grande została reszta tej, którą wczoraj odebraliśmy Komanczom.
— Walczyliście już wczoraj?
— Tak. Położyliśmy trupem wszystkich, którzy ścigali pastucha. Vaquero właśnie powiedział nam, że panie są w niewoli.
— Co za odwaga!
Przy tych słowach obrzuciła Ungera ciepłem spojrzeniem swych ciemnych oczu.
Gdy dotarli do Rio Grande, nie widać już było ścigających Komanczów. Unger rozdzielił między wszystkich broń, która tu leżała od dnia poprzedniego. Z pośród jeńców trzech było vaquerami, jeden majordomem.
— Co robić? — zapytał jeden z nich. — Czy czekać na Indjan? Mamy osiem strzelb, możnaby im dać nauczkę.
— Czy nie szkoda niepotrzebnie krwi przelewać?
— Niepotrzebnie? Jeśli nie rozprawimy się z nimi, będą nas ścigać ustawicznie.
— Ale za tych zabitych mściliby się inni. Lepiej jechać dalej — odparł Unger. — Panie pojadą łódką, my konno.
Usłuchano go oczywiście. Majordomo przewiózł panie łódką, reszta przeprawiła się wbród na swych koniach. Potem zatopiono czółno. Galopowali jeszcze przez kilka godzin niziną, aż w końcu cała kawalkada zwolniła szalone tempo. Jechali stępa.
— Podróżujemy godziny całe obok siebie, a właści-

18