Strona:Karol May - Tajemnica Miksteków.pdf/30

Ta strona została uwierzytelniona.

— Ze wzroku, którym obrzuca Karję.
— I ja to zauważyłem! Ale przecież Indjanka kocha hrabiego.
— Prawda. Żal mi Niedźwiedziego Serca.
— Niech go pani nie żałuje. To człowiek ze stali. Nie potrafiłby błagać o miłość.
— A pan, czy także ze stali?...
— Może i ja.
— I nie rozpaczałby sennor?
— Nigdy!
— Czy nie zbytnia pewność?
— Cóż robić, tak czuję. Kobieta, którą pokocham będzie musiała mnie szanować. Jestem westmanem i nigdy nie zniżę się do próżnych błagań!
Po upływie pół godziny zapadła noc. Mimo to podróż trwała jeszcze dwie godziny, aż dotarli do jakiejś rzeczułki. Tu urządzono popas. Unger przygotował dla, Emmy posłanie z gałęzi i liści; Niedźwiedzie Serce zajął się Karją. Było to, jak na Indjanina, czemś niezwykłem; czerwoni tylko w wyjątkowych wypadkach przykładają się do czynności, które należą do kobiet.
Ułożono się do spoczynku. Co trzy kwadranse następowała zmiana warty. Niedźwiedzie Serce i Unger mieli ostatnie straże, gdyż świt jest porą najniebezpieczniejszą i czerwonoskórzy chętnie ją obierają do napadu.
Noc przeszła spokojnie. Rankiem ruszyli w drogę; po południu zaś przybyli do celu. — —


28