Strona:Karol May - Tajemnica Miksteków.pdf/36

Ta strona została uwierzytelniona.

Hrabia pozostał sam. Rzucił serwetę na podłogę i, bijąc nogami o ziemię, zaklął:
— Zapłacę wam za to, zobaczycie!
Oczy jego błyszczały przy tych słowach niewypowiedzianym gniewem, a niskie czoło pobróździły głębokie fałdy.
Hrabia Alfonso nie był człowiekiem brzydkim, odstręczającym. Przeciwnie, poszczególne rysy twarzy możnaby nazwać ładnemi; lecz teraz w tej pasji i wściekłości w każdym budziłby wstręt.
Reszta towarzystwa zasiadła tymczasem do stołu. Posiłek składał się z wielkich ćwiartek melonu, napół otwartych granatów, pomarańcz, słodkich cytryn, oraz tych wszystkich potraw mięsnych i legumin, w które tak obfituje kuchnia meksykańska.
Gdy spożyto posiłek, gospodarz odprowadził gości do przeznaczonych dla nich pokojów. Obydwaj przyjaciele mieszkali razem. — Unger nie mógł wytrzymać w zamknięciu; wyszedł więc do ogrodu, aby odetchnąć jego pachnącem powietrzem. Z ogrodu skierował kroki ku prerji.
Nagle stanęła przed nim dziwna postać. Był to człowiek bardzo wysoki, rosły, cały zaszyty w garbowaną skórę bawolą; na głowie miał coś w rodzaju czaszki niedźwiedzia, z której pasma włosów zwisały niemal do ziemi. Z szerokiego skórzanego pasa wystawały rękojeści nożów; od prawego ramienia do lewego biodra dziwna postać była pięciokrotnie przewinięta lassem. Obok, przy płocie, stała jedna z tych starych, żelaznych rusznic, używanych przed stu laty w Kentucky, a tak ciężkich, że trudno je udźwignąć.

34