Strona:Karol May - Tajemnica Miksteków.pdf/54

Ta strona została uwierzytelniona.

jak czule gawędziła Emma z Ungerem. Zgrzytał zębami, w duchu przysięgając przybyszowi zemstę.
Po śniadaniu Emma zatrzymała Ungera i ojca. Myśliwiec ani przeczuwał, o co chodzi. Gdy zostali we troje, Emma otoczyła ojca ramieniem i rzekła:
— Zastanawialiśmy się wczoraj, jak się wywdzięczyć sennorowi Ungerowi za jego dobrodziejstwa, nieprawdaż?
— Tak — odpowiedział don Pedro — ale, niestety, nic nam nie przyszło do głowy.
— A ja już wiem! Chcesz, bym i tobie powiedziała?
— Naturalnie!
Zbliżyła się do Ungera i pocałowała go.
— Oto nagroda. Mam wrażenie, że jest jej godny!
Łzy radości zabłysły w oczach don Pedra.
— A czy sennor Unger rad z tego?
— Jestem tak szczęśliwa, gdyż kocha mnie, — rzekła Emma.
— Wyznał ci to sennor?
— Tak!
— Kiedyż?
— Wczoraj wieczorem. W ogrodzie. Pocóż masz wiedzieć wszystko, ojcze! Czy ci to nie wystarcza, że jestem szczęśliwa?
— I dla mnie to szczęście! Więc naprawdę chce pan zostać synem starego, skromnego dzierżawcy?
— Z całego serca — odrzekł Unger. — Nie wiem tylko, czy zechce mię sennor przyjąć, wszak jestem ubogi jak mysz kościelna.

52