Strona:Karol May - Tajemnica Miksteków.pdf/55

Ta strona została uwierzytelniona.

— Zato ja nie jestem biedakiem, więc jakoś damy sobie radę. Pójdźcie tu do mnie, moje dzieci, niech was uściskam. Niech dzień ten będzie wigilją dni jasnych i szczęśliwych!
Długo trwali w objęciach, aż otworzyły się drzwi i stanął w nich hrabia. — Gwałtownie zaskoczony, zorjentował się jednak szybko; gniew nim już miotał.
— Mam wrażenie, że przeszkadzam! — zasyczał.
— Ależ, broń Boże! Właśnie mamy święcić zaręczyny Emmy z sennorem Ungerem.
— Życzę wiele szczęścia!
Wyrzuciwszy te słowa w najwyższej pasji, hrabia się cofnął.
Arbellez zwołał służbę i oświadczył jej, że dzień dzisiejszy uważa za święto, gdyż obchodzić się będzie zaręczyny jego córki z Ungerem. Wkrótce cała hacjenda rozbrzmiewała od radosnych okrzyków vaquerów i Indjan w służbie Arbelleza. Szczerze bowiem byli oddani swym gospodarzom.
Gdy Unger znalazł się na pastwisku, przystąpił do niego wódz Miksteków:
— Jesteś dzielnym człowiekiem! Pokonałeś wroga i zdobyłeś najpiękniejszą squaw w tym kraju. Niech cię Wahkonda błogosławi! Tego ci życzy twój brat.
— Tak, to szczęście niezwykłe! Jakkolwiek jestem jedynie ubogim myśliwcem, padł na mnie uśmiech szczęścia.
— Mylisz się; nietylko szczęśliwcem byłeś, ale również bogaczem!

53