Strona:Karol May - Tajemnica Miksteków.pdf/64

Ta strona została uwierzytelniona.

Unger zeskoczył z siodła, puścił konia wolno i usiadł obok towarzysza na kamieniu.
— Czy jesteśmy wpobliżu groty?
— Tak jest. Tam, gdzie ten strumień wypływa z góry, trzeba wejść do wody, schylić się, paść na ziemię, przeczołgać przez otwór i wtedy jesteśmy w grocie, o której nikt nie wie, oprócz Karji i mnie.
— Czy na Karję można liczyć?
— Ona milczy!
Unger przypomniał sobie rozmowę z Emmą i rzekł:
— Ale jest ktoś, kto chce od niej wydobyć tajemnicę skarbu: hrabia Alfonso.
— Uff!
— Jesteś moim przyjacielem i dlatego mogę ci powiedzieć, że go kocha.
— Wiem o tem.
— A jeżeli zdradziła hrabiemu tajemnicę?
— To jest tu jeszcze Bawole Czoło! Nie dostanie nic ze skarbu!
— Czy skarb jest wielki?
— Zobaczysz. W każdym razie mogę ci powiedzieć, że złoto całego Meksyku niewarte jego dziesiątej części. Był jeden biały, który skarb widział...
— Zabiliście go?
— Nie! Nie trzeba było zabijać, bo oszalał, oszalał z zachwytu. Białym szkodzi widok takiego bogactwa; tylko Indjanie posiadają odpowiednią wytrwałość ducha i zmysłów.
— A mnie chcesz go pokazać?
— Nie! Pokażę ci tylko część jego. Kocham cię i nie

62