Strona:Karol May - Tajemnica Miksteków.pdf/65

Ta strona została uwierzytelniona.

chcę, byś i ty oszalał. Daj mi swą rękę, chcę zbadać puls.
Indjanin ujął rękę białego, namacał puls, poczem rzekł:
— Tak, tyś silny niezwykle. Duch złota jeszcze cię nie ogarnął, ale tam, w pieczarze, krew twoja walić będzie jak wodospad górski.
Zamilkli. Ungerowi dziwnie jakoś zrobiło się na duszy, jak nigdy dotąd. Tymczasem zaczęło świtać. Pierwsze błyski słońca rozpraszały mrok; można już było rozróżniać poszczególne przedmioty.
Unger ujrzał górę El Reparo, stoki pokryte dąbrową. U stóp jej płynął strumień, szeroki na metr, głęboki na jakieś półtora.
— Więc tu jest wejście? — zapytał.
— Tak — brzmiała odpowiedź. — Ale nie wchodźmy jeszcze! Trzeba ukryć konie. Właściciel skarbu musi być ostrożny.
Znaleźli zarośla i ukryli konie. Potem wrócili do strumienia, zatarłszy ślady zwyczajem indjańskim. Stali już u skały, z której strumień wypływał.
— Chodźmy! — rzekł Bawole Czoło, wchodząc do wody.
Jakiś czas posuwali się pod górę aż weszli w ciemną grotę; powietrze było w niej suche, mimo że wdole płynął strumień.
— Podaj mi rękę — rzekł Indjanin i wyprowadził z wody trapera, biorąc go za puls.
— Serce masz mocne! A więc zapalę pochodnię.
Odszedł o parę kroków. Po chwili Unger zobaczył

63