Strona:Karol May - Tajemnica Miksteków.pdf/8

Ta strona została uwierzytelniona.

przez czerwonoskórych używana, wskazywała, że nasz Indjanin utrzymywał ścisły kontakt ze światem cywilizowanym.
Czuwający nad sterem, sprawiał czerwony wrażenie człowieka, zupełnie pochłoniętego swą pracą; ale nie uszłoby z pewnością uwagi badawczego obserwatora, że człowiek ten z pod głęboko opuszczonych rzęs pilnie śledzi brzeg rzeki.
Człowiek, siedzący w łodzi, należy do rasy białej. Jest rosły, wysoki, zgrabny, budowę ma ogromnie mocną; nosi długą, jasną brodę, z którą mu bardzo do twarzy. I on ma na sobie skórzane spodnie, wpuszczone w wysokie buty. Ponadto okrywa go niebieska kamizelka i kurtka myśliwska tego samego koloru. Na głowie ma kapelusz filcowy o szerokich kresach, tak często spotykany na Dalekim Zachodzie. Kapelusz stracił formę, wypłowiał i wyblakł.
Obydwaj mężczyźni wyglądają na lat około dwudziestu ośmiu. Obydwaj mają ostrogi, co jest dowodem, że do łodzi zeszli prosto z koni.
Gdy tak płynęli wzdłuż rzeki, niesieni jej prądem, usłyszeli nagle rżenie konia. Skutek tych dźwięków był błyskawiczny: jeszcze parskanie nie zamilkło, a już obydwaj leżeli na dnie łodzi tak, by z brzegu nikt ich nie dojrzał.
Schli! — to koń! — wyszeptał w narzeczu Apaczów Jicarilla Indjanin.
— Stoi gdzieś niedaleko — odpowiedział biały.
— Zwietrzył nas! Ale kto na nim jedzie?
— Nie jest to ani Indjanin, ani biały; — odparł myśliwiec — człowiek doświadczony nie pozwoli nigdy, by koń

6