Strona:Karol May - Tajemnica Miksteków.pdf/80

Ta strona została uwierzytelniona.

— Tak — ponuro odparł Bawole Czoło. — Dusza jej była niewinna, zaćmiła ją miłość do białego kłamcy. Przyrzekł siostrze Tecalty, że ją pojmie za żonę, lecz chciał tylko zabrać skarb, a potem Karję opuścić.
— Hrabia jest oszustem!
— Jaka jest kara dla oszusta?
— Śmierć!
— A jaka dla oszusta, który równocześnie jest mordercą?
— Śmierć podwójna.
— Mój brat dobrze powiedział!
Znowu zapanowało milczenie. Obydwaj Indjanie sprawiali wrażeniestraszliwego, nieubłaganego trybunału, od wyroków którego niema apelacyj. Miksteka sam dałby sobie radę z hrabią, lecz wziął ze sobą Apacza, by zemście swej nadać formy prawa. Teraz tworzyli obaj sąd prerjowy, którego tak bardzo lękają się przestępcy.
Mówili narzeczem Apaczów, a więc Alfonso ich nie rozumiał; czuł jednak instynktownie, że los jego rozstrzyga się w tej chwili. Dygotał ze strachu na myśl o krokodylach, o których mówił Bawole Czoło.
Bawole Czoło zapytał znowu:
— Czy brat mój wie, gdzie znaleźć można śmierć podwójną?
— Niech mi to powie wódz Miksteków.
— Tam! — Bawole Czoło wskazał na wodę.
Apacz nie rzucił nawet spojrzeniem we wskazanym kierunku, zapytał tylko, jakby to było zupełnie naturalne:
— Krokodyle tam mieszkają?
— Tak. Zobaczysz je!

78