Strona:Karol May - Tajemnica Miksteków.pdf/83

Ta strona została uwierzytelniona.

bestje, lecz gdy słabnąć zaczniesz, urwą ci je z pewnością i zdechniesz, jak pies; trup twój zgnije, spadnie do wody i wtedy pożrą go z rozkoszą. Oto jaki jest koniec białego hrabiego, który w pogardzie swojej chciał oszukać Indjankę!
— Litości! — skomlał Alfonso w śmiertelnym strachu.
— A ty, czy miałeś litość, gdyś ranił serce Indjanki? Zresztą, czy to jedyny twój występek? Wahkonda nie pozwolił, aby człowiek wiedział wszystko. Nie znam twego życia, ale przysiągłbym, że wiele złego rozpleniłeś. Krokodyle cię pożrą, chociaż tyś nędzniejszy, aniżeli te zwierzęta. Wahkonda życie dał im, aby karmiły się padliną, ale człowieka stworzył na to, aby krzewił dobro. A twoja dusza jest stokroć podlejsza od duszy tych zwierząt!
Po tych słowach przyciągnął Alfonsa, który bronił się rozpaczliwie, tuż nad wodę. Opór hrabiego pokonał, związując mu nogi rzemieniem.
— Litości! Zmiłowania! — jęczał Rodriganda.
Nic to nie pomogło. Bawole Czoło zaniósł go pod drzewo, Apacz wspiął się tymczasem na nie, trzymając lasso w zębach. Umocowawszy rzemienie na gałęziach, zaczął zapomocą lassa podciągać do góry swą ofiarę. Pomagał mu Bawole Czoło. Wszystko szło wolno, ale sprawnie.
Hrabia jęczał bez przerwy. W pierwszej chwili zawołał:
— Puśćcie mnie, puśćcie! Będę wam służył jak ostatni pies, jak ostatni niewolnik!
— Tylko hrabia ma niewolników, my, wolni Indjanie, nie znamy ich!

81