Strona:Karol May - Tajemnica Miksteków.pdf/85

Ta strona została uwierzytelniona.

się w tem kołysaniu, podobnem do ruchu wahadłowego, nad powierzchnię wody, krokodyle podskakiwały do góry, by go schwycić.
— Wszystko w porządku — rzekł Bawole Czoło.
Obydwaj Indjanie stanęli na brzegu i przyglądali się, jak kołys hrabiego, zawieszonego na lassie, coraz bardziej powolniał, aż wreszcie skazaniec zawisł na gałęzi w pozycji pionowej.
Okazało się, że Bawole Czoło świetnie wszystko wymierzył i przewidział. Hrabia wisiał w ten sposób, że krokodyle mogły go w każdej chwili chwycić za nogi. Musiał je więc podciągać do góry, gdy się tylko która z bestyj zbliżała. Było jasne, że w miarę wycieńczenia, zwierzęta zaczną go pożerać kawałkami. Wiele zgrzeszył w swem życiu hrabia Alfonso, ale ta śmierć okrutna była chyba zapłatą za wszystkie jego przewiny.
— Sprawa skończona, wracamy, — rzekł Apacz, sam przejęty strasznym widokiem.
— Idę za mym przyjacielem — odparł Bawole Czoło.
Odprowadził ich nieludzki ryk skazanego na śmierć. —
Gdy przybyli do ujścia strumienia, znaleźli tam znaczną siłę Indjan, przysłanych przez Karję. Wszyscy należeli do przeznaczonego na zagładę szczepu Miksteków. Bawole Czoło zwrócił się do Apacza z następującemi słowy:
— Dziękuję memu bratu, że pomógł mi odbyć sąd nad bladą twarzą i ukarać ją. Niechaj wraca do hacjendy i czuwa nad raną Piorunowego Grotu. Ja przybędę tam dopiero jutro, gdyż tutaj czeka mnie jeszcze wielka praca.

83