Strona:Karol May - Tajemnica Miksteków.pdf/86

Ta strona została uwierzytelniona.

Niedźwiedzie Serce udał się natychmiast w powrotną drogę. —
Bawole Czoło skinął na pozostałych Indjan. Otoczyli go kołem, czekając na rozkazy. Wódz przemówił do nich:
— Jesteśmy synami szczepu, który musi zginąć. Blade twarze przynoszą nam śmierć. Szukają naszych skarbów, ale dotychczas nie zdobyli ich. Ojcowie wasi pomogli mym przodkom ukryć te skarby i nikt z nich nie zdradził tajemnicy. Czy potrafilibyście milczeć tak samo, jak ojcowie wasi?
Skinęli głowami na znak, że umieliby tak samo strzec tajemnicy, a najstarszy z pośród nich odezwał się w te słowa:
— Przeklęte niechaj będą usta, któreby zdradziły miejsce tajemne któremukolwiek z pośród białych.
— Wierzę wam. Ja jeden wiedziałem, gdzie się znajdują te skarby; ale i jeden z białych dowiedział się o tajemnicy. Wie on, gdzie spoczywa część złota, dlatego trzeba ją przenieść gdzie indziej. Czy będziecie mi pomocni?
— Będziemy.
— Przysięgnijcie na dusze ojców, braci i dzieci, że nie zdradzicie nowej kryjówki i, że nikt z was niczego ze skarbów nie ruszy.
— Przysięgamy! — odrzekli wszyscy.
— Zostawcie tedy wasze konie i chodźcie ze mną!
Czerwonoskórzy udali się z Bawołem Czołem do groty, która wnet zakipiała ruchem i pracą. Tylko jeden z pośród nich pozostał, aby pilnować koni i straż trzymać.

84