mówicie, że zjadą na naszą drogę. Jak mam to zrozumieć?
— Zaraz wam wytłumaczę. Droga, z której korzystaliśmy dotychczas, jest dla wozów miejscami nie do przebycia. Dlatego musiałem wyszukać inną drogę, która leży bardziej na południe. Coprawda dłuższa jest, ale zato odpowiednia pod wóz. Niedaleko stąd łączy się z naszą drogą.
— Kto prowadzi wozy?
— Poganiacze z Ures oraz kilku Indjan, których im przysłał Melton jako przewodników.
— Kiedy dojedziemy do zbiegu obydwu dróg?
— Pojutrze. Wozy staną tam prawdopodobnie już jutro wieczór.
— Wobec tego będziemy mogli zaopatrzyć się w żywność.
— Nietylko w żywność. Wozy dźwigają rozmaity ładunek, przeznaczony dla Almaden.
— Jeśli to prawda, oddaliście mi godną podziękowania przysługę, chociaż i bez niej natrafilibyśmy na wozy. Ale wspomnieliście o czemś, niemniej dla nas ważnem, mianowicie o braku paszy dla koni. Na jaką odległość od Almaden rozciąga się ugór, o którym mówiliście poprzednio?
— W promieniu jednego dnia drogi.
— Przecież wspomnieliście o wodzie, a gdzie woda, tam przynajmniej trawa rośnie.
— Woda jest w jaskini. Woda w Almaden jest tylko gruntowa. Ziemia zeschła, twarda, pustynna, pokryta płytami wapienia.
Strona:Karol May - The Player.djvu/105
Ta strona została uwierzytelniona.
105