zwyczajów indjańskich. Nie mogłem pozwolić, żeby dotarł przed nami do posterunku, ale zarazem musiałem się starać, żeby pomyłki nie spostrzegł za wcześnie. Dlatego kazałem towarzyszom zwolnić, a sam popędziłem za nim pełnym galopem.
Wtedy czerwony zatrzymał się, odwrócił, sięgnął po łuk, założył strzałę i wymierzył. Ja nie zwolniłem biegu, skinąłem tylko ręką, wołając:
— Melton! Vete-ya!
Na dźwięk tych dwóch dobrze mu znanych imion, opuścił Yuma łuk i czekał. Myślał sobie, że jestem przyjacielem, albo przynajmniej znajomkiem jego wodza. Pozdrowiłem Yuma na modłę indjańską, w całym pędzie zatrzymując konia, na trzy kroki przed nim i zapytałem:
— Czy mojemu bratu dopisało szczęście na polowaniu? Czterej wojownicy Yuma, którzy zostali na posterunku, są zapewne głodni.
— Polowanie było dobre, jak mój biały brat widzi, — odpowiedział. — Czy mój brat powie mi, skąd przybywa?
— Z hacjendy del Arroyo. Mam cię pozdrowić w imieniu Bystrej Ryby i jego wojowników z nad Fuente de la Roca. Czy posterunek, do którego zdążasz, czuwa w pełnej liczbie?
— Tak.
— A co się dzieje w Almaden? Czy twoim trzystu braciom powodzi się dobrze?
— Nie słyszeliśmy, aby miało się stać coś nieprzewidzianego. Jeśli mój biały brat przyjeżdża z hacjendy, to pewno wie, że czuwa tam blada twarz nazwiskiem Player; ten biały miał widzieć Winnetou, wodza Apaczów. Czy był tam rzeczywiście?
Strona:Karol May - The Player.djvu/109
Ta strona została uwierzytelniona.