— Stać! — zawołał nagle hacjendero. — Protestuję; nie pozwolę, żeby ktokolwiek przywłaszczał sobie te towary.
— A pan kim jesteś? — zapytał stary peon, spoglądając na niego ze zdziwieniem.
— Jestem don Timoteo Pruchillo, właściciel hacjendy del Arroyo.
— Przecież pan ją sprzedał, jak słyszałem!
— Tak, ale na skutek łotrowskiego podstępu tego draba Meltona. Chcę odszkodowania i dlatego zajmuję te wozy, razem ze wszystkiem, co zawierają.
— Trudna będzie to sprawa, sennor. Old Shatterhand ma postanowić, co się stanie z temi rzeczami.
— To mnie nic nie obchodzi. On nie ma prawa zarządzać w tej sprawie.
— A pan tem mniej! Melton zamówił towary i jemu mamy je oddać. W jakich stosunkach jest sennor z nim prywatnie, to nas nic nie obchodzi. Od niego może pan żądać oddania transportu, ale nie od nas.
Wtem przystąpił do niego buńczuczny juriskonsulto i zagadnął oschłym tonem urzędowym:
— Pańskie nazwisko?
— Nazywają mnie stary Pedrillo.
— Czy pan mnie zna?
— Tak.
— Więc pan wie, że musi mi pan być posłuszny?
— Nawet w Ures nie mam obowiązku sennora słuchać. Nie osobie jestem poddany, lecz prawu. Tutaj zaś, w górach Yuma, znaczy pan tyle, co nic.
— Człowiecze, nie zmuszaj mnie, abym cię ukarał!
— A pan niech mnie nie zmusza, abym sennora wy-
Strona:Karol May - The Player.djvu/119
Ta strona została uwierzytelniona.
119