Strona:Karol May - The Player.djvu/128

Ta strona została uwierzytelniona.

takiej wycieczce łatwo skręcić kark. — Sennor przecież mieszka razem ze swoim ojcem u Meltona?
— Daj mi pan pokój z temi pytaniami! Możesz się sennor przecież domyślić, że nie odpowiem na nie.
— A gdyby pańskie życie od tego zależało?
— Nawet wtedy nie udzielę żadnych wiadomości. Nie przyjdzie mi nigdy na myśl zdradzić ojca. A co się tyczy mego życia, to wprawdzie zawisło obecnie od pańskiej woli, ale wiem, że sennor nie jest mordercą i spodziewam się dożyć późnej starości.
— Jak się panu podoba! Nie będę sennorowi dłużej przeszkadzał, a mieszkanie pańskiego ojca znajdę bez niczyjej pomocy.
Okoliczność, że Weller dał znak poza siebie i wywoływał tak głośno nasze imiona, zastanowiła mnie niemało. Jednakże Mimbrenjowie, którzy przyprowadzili jego konia, nie zauważyli śladów drugiego jeźdźca. To mnie uspokoiło, przynajmniej narazie.
Co do zawartości wozów, to postanowiliśmy naprędce, że obecnie nic nie tkniemy, a zajrzymy do nich w miarę potrzeby. W każdym razie stary Pedrillo i jego czterej towarzysze stanowili dla nas bardzo pożądaną pomoc, na którą można się było zdać w zupełności.
Od tej chwili był nam przewodnikiem trop Wellera. Jechałem na przodzie, odczytując go krok po kroku. Z początku zmieszały się z nim ślady nasze i Mimbrenjów. Dopiero za miejscem, na którem zatrzymał się koń Wellera, wystąpił trop jak na dłoni. W tej samej jednak chwili zauważyłem ku zdumieniu ślady, nie pojedyńcze, ale potrójne. Dwóch jeźdźców jechało naprzeciw nas, a jeden wrócił tą samą drogą. Naturalnie

128