zawiadomiłem o tem Winnetou, który zgodził się w zupełności ze zdaniem, że Weller miał towarzysza. Do niego skierowane było owo skinięcie i alarm, który zawiadomił go o naszej obecności i pchnął do ucieczki.
Skoro doszło to do uszu naszych towarzyszy, okazało się, że, podczas gdy uwaga wszystkich była zwrócona na hacjendera i Wellera, jeden z policjantów zobaczył drugiego jeźdźca, także białego, który ukazał się na tem samem miejscu, gdzie Weller, lecz niebawem zniknął. Była to ze strony policjanta niedbałość nie do przebaczenia, iż teraz dopiero udzielił nam tej wiadomości. Drugim jeźdźcem był z pewnością ojciec Wellera, albo sam Melton. Nie uważałem jednak za stosowne ścigać go, bo gdybym się oddalił, ja, czy Winnetou, wnetby nasza kompanja, tak osobliwie skombinowana, rozleciała się na cztery strony świata. Musieliśmy zostać przy wozach, a podróż kontynuować w zwolnionem tempie; wobec tego byłem pewien, że ów jeździec przybędzie przed nami do Almaden i przygotuje załogę na przyjęcie nasze. Zatem podstawa planu, zaskoczenie wroga, — upadła. Brałem już nawet w rachubę, że nieprzyjaciel nie będzie na nas czekał, lecz wyruszy naprzeciw, przygotuje zasadzkę, aby nas, nieobeznanych z okolicą, zwabić w odpowiednie do napadu miejsce i wystrzelać co do nogi.
Najbardziej dopiekało mi to, że ów zbieg wiedział, kim jesteśmy. Z tej racji na pewno podwoił pośpiech. Oczywiście, gładziutko wyczesałem hacjendera — on był winien wszystkiemu — ale i teraz nadęty safanduła nie raczył uznać swojego błędu.
Strona:Karol May - The Player.djvu/129
Ta strona została uwierzytelniona.
129