Strona:Karol May - The Player.djvu/13

Ta strona została uwierzytelniona.

którą zazwyczaj przebywa się w cztery. Nasze dwa konie, być może, wytrzymają jeszcze jazdę do Ures, lecz wierzchowce Mimbrenjów są tak zmęczone, że nie ruszą z miejsca.
— Jestem tego samego zdania. To też pojedziemy sami, a chłopcy zostaną; tutaj się bardziej przydadzą, niż w drodze, gdzie będą dla nas ciężarem.
— Czy brat mój sądzi, że powinni wykryć Playera?
— Tak. W każdym razie powróci, chociaż będzie ostrożny. Nie zna mnie, więc skądże ma wiedzieć, w jakich przybywamy zamiarach? Sądzi zapewne, że nasza obecność jest przypadkowa, i nie pojedzie wcale nad Fuente, aby zawiadomić towarzyszy. Coprawda boi się ciebie, więc przyjdzie pokryjomu przekonać się, czy jeszcze jesteś, czy też odjechałeś. Nie zobaczywszy nas, uczuje się bezpieczny, a Mimbrenjowie będą mogli z łatwością obserwować go, aby dowiedzieć się, w jakim celu przybył do tej spustoszonej hacjendy.
— Niech się więc stanie, jak rzekł mój brat. Mogą śledzić go, nie spuszczając z oka, byle ostrożnie, aby czasem ich samych nie odkrył. Gdy powrócimy z Ures, powiedzą nam, gdzie się ukrywa, a wówczas schwytamy go i wyciśniemy zeń prawdę.
Winnetou zgadzał się więc ze mną. Nie było potrzeby zakomunikowania Mimbrenjom o naszem postanowieniu, gdyż słyszeli całą rozmowę; naturalnie musieliśmy udzielić im koniecznych wskazówek, ze względu na ich młodość i brak doświadczenia. Napoiwszy konie w strumieniu, bez wypoczynku ruszyliśmy do Ures. Droga była mi znana; jechałem już raz tędy. Z zapadnięciem wieczoru zatrzymaliśmy się na kilka godzin od-

13