rabiny, to na pewno jeden z nich nie jest jego własnością.
— Prawdopodobnie. W jakim celu miałby wlec ze sobą z Almaden dwa karabiny? Drugi zdobył zapewne podczas drogi, to znaczy — odebrał go komuś. Przypuszczam, że wkrótce dowiemy się, kto to był. Jedźmy dalej!
Niebawem byliśmy zmuszeni zatrzymać się znowu. Ślady się rozdzielały. Trop podwójny, idący naprzeciw nas, skręcał na północ, podczas gdy ślad uciekającego przed nami zbiega zachowywał dotychczasowy kierunek wschodni.
— Który trop prowadzi do Almaden? — zapytałem Playera.
— Ten, który biegnie w kierunku wschodnim, — odparł nasz przewodnik.
— Ale widzicie przecież, że Weller i jego towarzysz przyjechali z północy.
— Widocznie zboczyli z prostej drogi. Musieli mieć powód do tego.
— Przeczuwam, że ten powód ma związek z ową drugą strzelbą. Jedźcie dalej. Ja muszę się przekonać, dokąd prowadzi ten trop. Mój młody brat, Yuma Shetar, może mi towarzyszyć!
Winnetou nie wziął mi wcale za złe, że nie jego wybrałem na towarzysza. Uważał, podobnie jak ja, że nie możemy oddalać się obydwaj równocześnie od naszych ludzi. A Yuma Shetar radował się serdecznie, że znowu go wyróżniłem.
Ruszyliśmy galopem. Już po dziesięciu minutach zmiarkowałem, że sprawa wyjaśni się niezadługo. Pra-
Strona:Karol May - The Player.djvu/131
Ta strona została uwierzytelniona.
131