Strona:Karol May - The Player.djvu/137

Ta strona została uwierzytelniona.

— I to w niedalekiej przyszłości! Uprzedzam, jak będzie. Nie znacie Almaden, więc nie wiecie, co was tam oczekuje.
— Więc proszę bardzo, pouczcie mnie nieco.
— Ani mi to w głowie! Powiem wam tylko jedno: życie wasze zawisło od tego, jak się będziecie ze mną obchodzić. Z musu mi zwrócicie wolność, a potem ja będę o waszym losie stanowił.
— Ach; widzicie we mnie swego przyszłego jeńca?
— Tak, jeśli już przedtem nie padniecie od kuli.
— No, nie rozpaczam jeszcze. Z owymi trzystu Yuma chętnie zmierzymy się w Almaden.
— Trzystu? Jakto, — wy — wiecie?
— Tak, wiemy dokładnie, co nas czeka w kopalni, chociaż tak zazdrośnie taicie to przed nami. Wierzcie mi, — nie moje życie jest w niebezpieczeństwie, wasze tylko; — wasze wisi na włosku. Błądzicie bardzo, jeśli...
Przerwałem w połowie zdania, gdyż w tej chwili rozległ się od strony wozu, w którym leżał Herkules, głośny, przeraźliwy krzyk. Pobiegłem tam czem prędzej. Ranny siedział wyprostowany i, wyglądając z pod budy wozu osłupiałemi, krwią podbiegłemi oczami, wołał:
— Oddaj ją, oddaj! Judyto, Judyto, chodź za mną; on cię oszuka!
Zacisnął pięści i zgrzytnął zębami.
Obudził się wprawdzie, ale nie odzyskał przytomności i bredził o swojej dawnej narzeczonej.
Ująłem go za ręce, silnie, choć łagodnie, i przemówiłem do niego ciepłemi słowami. Chory słuchał. Powoli oczy jego przybrały inny wyraz i rzekł żałośnie:

137