Strona:Karol May - The Player.djvu/140

Ta strona została uwierzytelniona.

i zwierzęce zanikało. Nie spotkaliśmy po drodze nikogo. Widocznie nieprzyjaciele nie zastawili pułapki, lecz czekali w Almaden, w przekonaniu, że zniszczą nas tam łatwiej, niż gdzie indziej, ponieważ okolica była nam zupełnie obca.
Player wywiązał się z zadania uczciwie, wbrew moim wątpliwościom. Skoro wzięliśmy do niewoli ostatni posterunek, rzekł do mnie i do Winnetou:
— Teraz radzę wam rozstać się z końmi, ponieważ nie znajdziecie dla nich paszy. Musicie wyszukać schronienie, gdzie je będzie można zostawić.
— Czy znacie jakie miejsce? — zapytałem.
— Znam.
— Ale musi być tak położone, aby łatwo można było odeprzeć ewentualny napad.
— W tem miejscu, o którem myślę, nie może być nawet mowy o napadzie. Leży tak ukryte w lesie, że znajdzie je tylko wtajemniczony.
— Wobec tego właśnie nie nadaje się dla nas. Jak się bowiem przedostaniemy przez gęstwinę z wozami?
— Hm! — Macie słuszność, master!
— A nawet gdybyśmy tego dokazali, ślady wozów byłyby długo widoczne. Poza tem las, któryby nas ochraniał, dawałby osłonę także naszym nieprzyjaciołom. Widzicie więc, że wasze upatrzone miejsce dla nas byłoby niefortunne.
— Więc jakie ma być?
— Musi leżeć na otwartej przestrzeni, żebyśmy nieprzyjaciela zdaleka spostrzegli, a jednocześnie musi posiadać tyle drzew, żeby wystarczały na ukrycie nas przed okiem nadjeżdżających.

140