— Słowem dosyć wody, dużo trawy, drzewa albo krzaki, a mimo to dokoła szczere pole. Takie miejsce niełatwo znaleźć. A przecież! — dodał po pewnym namyśle. — Znam takie miejsce, ale leży wbok od naszej drogi.
— Z tego możemy być jedynie zadowoleni. W Almaden oczekują nas z zachodu. Jeśli nadejdziemy z innej strony, może nam to tylko przynieść pożytek. Jak daleko musimy zboczyć?
— Zajedziemy na miejsce dopiero za trzy godziny, a więc pod wieczór.
— Nic nie szkodzi, ponieważ dzisiaj i tak nie możemy już nic przedsięwziąć. Zresztą, nie myślcie, że pojedziemy odrazu z całem towarzystwem do kopalni. Naprzód musi się tam udać wywiadowca. Według tej reguły postępujemy zawsze.
— Na tem jednak tracicie dużo czasu!
— Lepiej tracić czas na środki ostrożności, niż biec na ślepo i w przepaść!
— Czy nie zechcecie pomyśleć, że wywiadowcy może się wydarzyć coś, na co większy oddział nie bywa narażony?
— A wy zechcijcie wziąć pod uwagę, że są położenia, w których pojedyńczy człowiek naraża się na daleko mniejsze niebezpieczeństwo, niż gromada. Zresztą, nie wyślemy głupca. Myślę, że Winnetou weźmie to na siebie.
— Nie, nie ja, lecz mój brat Old Shatterhand — odpowiedział Apacz. — Winnetou musi zostać przy chorej bladej twarzy, jeśli ma ją uratować.
Jak widać z tych słów, mój przyjaciel nie chciał
Strona:Karol May - The Player.djvu/141
Ta strona została uwierzytelniona.
141