Strona:Karol May - The Player.djvu/145

Ta strona została uwierzytelniona.

towało. Czerwoni pędzili za mną. Jestem wprawdzie siłacz nielada, ale biegacz kiepski, i ci lekkonodzy rozbójnicy byliby mnie na pewno dognali, gdyby nie to, że ziemia zapadła się pode mną. Straciwszy mnie z oczu, wrócili z niczem.
— Dziwne! Jeśli biegli za panem, to musieli przecież widzieć miejsce, w którem się sennor zapadł?
— Tak, ale ja nie uciekałem prosto, lecz skręciłem za róg skały. Za drugim skrętem usunęła mi się ziemia z pod nóg i nagle znalazłem się w podziemnym korytarzu, który biegł ukosem wdół.
— Zbadał go pan?
— Nie miałem światła. Szedłem wdół, ale niedaleko, gdyż wydawało mi się to niebezpieczne. Potem skręciłem wgórę, krok za krokiem, macając ostrożnie przed sobą, zanim postawiłem nogę. Ta ostrożność uratowała mnie, gdyż niebawem natrafiłem na przepaść.
Przy tych słowach przyszła mi na myśl jaskinia, o której mówił Player. Dlatego zapytałem:
— Czy może mi pan opisać dokładnie okolicę, w której się pan zapadł?
— Mogę panu opisać całe Almaden.
— To mnie cieszy. Miał sennor zatem sposobność przypatrzeć się okolicy, mimo że nie śmiał się nikomu pokazać?
— Poważyłem się na to ze względu na Judytę. Jedynie jej nie wiązano podczas drogi i nie wtrącono do szybu. Właśnie, gdy mnie popchnięto do otworu sztolni, szydziła ze mnie, że będę musiał wykopywać rtęć, podczas gdy ona będzie tutaj na wolności gospodynią wła-