Strona:Karol May - The Player.djvu/20

Ta strona została uwierzytelniona.

Zbyt dumny, by podjąć jej słowa, udał, że nie słyszy wcale; dlatego wyręczyłem Apacza, mówiąc:
— Tak, tak jest, sennora. A teraz mam nadzieję, że sennora, pomimo paru naszych cech, które jej się zapewne nie podobają, nie będzie miała nic przeciwko temu, iż załatwimy naszą sprawę. W przeciwnym razie wyniesiemy panią na ulicę, podobnie jak to uczynił Winnetou z jej małżonkiem, rzucając go na matę!
Klasnęła w dłonie i zawołała zachwycona:
— Jakaż to przygoda być niesioną przez Winnetou! Całe Ures pękałoby z zazdrości! Muszę spróbować!
— Radzę, nie czyń tego, sennora! Co innego być niesioną na rękach, a co innego — wyrzuconą na ulicę. Niech pani obejrzy mojego czerwonego przyjaciela w milczeniu, abyś go mogła opisać swoim przyjaciółkom! To najlepsza rada, jaką mogę pani służyć. Jeśli zaś pocznie sennora znowu poruszać języczkiem, na pewno utraci tak interesującą sposobność obcowania z wodzem Apaczów.
Zapaliła świeżego papierosa i położyła się w hamaku z miną osoby, oglądającej w cyrku ósmy cud świata. Zaczem, szanowny jej małżonek nie brał już przybyszowi za złe przymusowej ekspedycji, owszem, oglądał go z widocznem zadowoleniem. Co się tyczy hacjendera, to imię Old Shatterhanda obchodziło go, zarówno zresztą jak pozostałych obecnych, tyle, co zeszłoroczny śnieg. O Winnetou jednak słyszał tak wiele i tak często, że imię Apacza wywarło na nim pożądane wrażenie. Przynajmniej nie wzywał już nas do opuszczenia lokalu.
Nie dziw, że mój towarzysz słynął nawet w Ures.

20