Stał, skamieniały ze zdziwienia i radości.
— Yuma pojmani!... Kara!... Pięćdziesięciu Mimbrenjów... do hacjendy... z mojem bydłem...!
Nagle schwycił mnie za ramię, chciał pociągnąć ku drzwiom, prosząc:
— Chodź, chodź sennor! Prędko, prędko! Musimy jechać do hacjendy, zaraz, natychmiast!
— Mówisz pan musimy? A więc mówisz o mnie? Cóż ja mam do roboty w hacjendzie?
— Nie mów tak, sennor, nie mów! Wiem, że masz zupełne prawo ku temu. Nie szczędziłem pana, wyśmiewałem, znieważałem. Byłem rażony ślepotą. Ale teraz... ach! — przerwał, zwracając się do urzędnika. — Tak, odbiorę swoje trzody, ale czy nie można odebrać hacjendy wraz z kopalnią i robotnikami? Czy kupno jest zatwierdzone?
— Tak — skinął urzędnik.
— A czy nie wydarzyło się jakieś przeoczenie, jakaś mała niewidoczna omyłka, jakaś szczelina, przez którą wszedłbym do swojej hacjendy?
— Nie. Pan sam prosił o jak największą ostrożność; ostrzegałeś, bym nie popełnił najmniejszej omyłki. Chodziło sennorowi wszak o to, aby czasem nie stracić owych dwóch tysięcy pesów!
— Zatrzymasz pan pieniądze, a pomimo to odbierzesz hacjendę — pocieszyłem Timotea. — Melton będzie zmuszony zwrócić sennorowi posiadłość; dwa tysiące zaś przypadną panu jako wynagrodzenie strat, poniesionych przez sprzedaż.
— Czyżby to było możliwe?
— Co do mnie, to twierdzę, że można dokazać
Strona:Karol May - The Player.djvu/27
Ta strona została uwierzytelniona.
27