— Naturalnie; iść piechotą nie możesz w tak daleką drogę!
— Czy nie przypuszczasz, że taka podróż jest nieco, nieco męcząca, może nawet niebezpieczna?
— Dla meksykańskiego caballera niema niebezpieczeństwa. A więc?!
Przy ostatniem słowie spojrzała na niego rozkazująco i tak groźnie, że biedak zdobył się tylko na odpowiedź:
— Tak jest; jeśli tak uważasz, moje serce, to pojadę.
— Uważam, uważam; naturalnie! Za niespełna godzinę będziesz miał spakowane wszystko, co potrzebujesz do podróży: bieliznę, konia, papierosy, mydło, dwa pistolety, rękawiczki, pieniądze, w które cię obficie zaopatrzę, czekoladę, flintę i poduszkę, żebyś nie zapadał głęboko, gdybyście byli przypadkiem zmuszeni spać w kiepskich łóżkach, i nie miał skutkiem tego złych snów. Widzisz, jak się troszczę o ciebie. Ty jednak postaraj się nie zawieść moich nadziei. Wracaj do domu okryty sławą. Takiemu juriskonsulto[1], jakim ty jesteś, nie może to zadanie sprawiać trudności. Nieprawdaż, sennor?
Pytanie było skierowane do mnie; odpowiedziałem tedy:
— Zgadzam się w zupełności ze zdaniem pani, o ile znajomość prawa może się przydać w takiej podróży.
— Czy słyszysz? — zapytała męża. — Sennor jest tego samego mniemania. Kiedy wyruszycie, don Timoteo?
— W ciągu godziny — odpowiedział hacjendero, który
- ↑ Prawnik, jurysta.