Strona:Karol May - The Player.djvu/42

Ta strona została uwierzytelniona.

tem dnia następnego dotarliśmy do granicy hacjendy. Odszukawszy miejsce, na którem mieliśmy się zejść z naszymi obydwoma Mimbrenjami, zastaliśmy ich tam ukrytych wraz z końmi w zaroślach.
— Jesteście obydwaj? — zapytałem. — A więc niema już potrzeby śledzić Playera. Gdzie jest teraz?
— Niedaleko stąd, nad strumieniem, położył się na spoczynek — odparł Yuma Shetar. — Jest znużony drogą, gdyż wrócił dopiero wczoraj.
— Nie wiecie, gdzie przebywał w tym czasie?
— Miejsca nie znamy, ale odległość można obliczyć. Gdy Old Shatterhand i Winnetou odjechali, udałem się za tropem Playera, który prowadził przez wyżynę, a następnie wdół, do lasu. W lesie miał biały człowiek ukrytego konia; wsiadłszy nań, odjechał bardzo prędko na wschód, a skoro wydostał się z lasu, ruszył galopem, jak to ze śladów wyczytałem.
— Jaka tam jest okolica?
— Płaska, porosła trawą, pokryta niewieloma niskiemi pagórkami.
— Czy ślad jego szedł prosto, jak tropy zbiega, który chce uciec jak najprędzej?
— Nie; okrążał wzgórza, zamiast przejeżdżać przez nie.
— Wobec tego pędziła go nietylko trwoga przed nami. Prawdopodobnie zdążał do swoich sprzymierzeńców, ażeby im donieść o naszem przybyciu.
— Tak jest. Nie wychodziłem z lasu, żeby przypadkiem Player, wracając, nie spostrzegł moich śladów; powróciłem śpiesznie do mego brata; ukrywszy konie, dotarliśmy do skraju lasu, gdzie trop białego wychodził na

42