Strona:Karol May - The Player.djvu/44

Ta strona została uwierzytelniona.

zapewne zmusimy go do wyjawienia nam prawdy. — A więc moi bracia wiedzą, gdzie się teraz zatrzymał?
— Tak jest. Widzieliśmy, gdzie się położył. A ponieważ był znużony, więc zapewne nie opuścił jeszcze obranego miejsca. Najprawdopodobniej śpi teraz.
— Dobrze! Zaprowadźcie nas do niego!
Przywiązawszy konie, poszliśmy za obydwoma braćmi ku murom hacjendy. Dzień już szarzał i niebawem zobaczyliśmy draba, ubranego jak ksiądz, leżącego nad brzegiem strumienia, który zataczał tutaj ostry łuk. Player miał derkę pod głową i spał snem głębokim; obok leżała strzelba, której nie zauważyłem przy pierwszem spotkaniu. Zbliżywszy się cichaczem, obsiedliśmy go z czterech stron. Strzelbę zabrałem i odłożyłem tak daleko, że nie mógł jej dosięgnąć. Czekaliśmy. Nie zależało nam na czasie, wszak musieliśmy dać koniom wypoczynek. Dlatego pozwoliliśmy mu spać nadal, zawczasu ubawieni myślą o niefortunnem jego ocknieniu.
Z pod niezapiętego surduta wyglądał pas, za którym tkwił nóż bowie i dwa rewolwery dużego kalibru. Spróbowałem je wyciągnąć, ażeby go do ostatka rozbroić. Ostrożnie, powoli — wyjąłem nóż i jeden z rewolwerów; drugi tkwił nieco mocniej; Player poczuł dotknięcie i obudził się. Teraz wyrwałem rewolwer jednym ruchem. Zbudzony wyprostował się do postawy siedzącej, szybko, bez śladu ospałości, jak prawdziwy westman, i w mig sięgnął ręką do pasa po broń; nie znalazłszy jej jednak, otworzył usta, jakby chciał krzyknąć, aliści nie wydobył dźwięku, tylko wlepił w nas duże osłupiałe oczy.
Good morning, master Player! — pozdrowi-

44