Strona:Karol May - The Player.djvu/64

Ta strona została uwierzytelniona.

wyprostowany, patrzył mu w twarz tak przeszywającym wzrokiem i przygniatał mu ramię w tak potężnym uścisku, że zaskoczony stał bez ruchu, jakby oniemiały, nie mogąc się oprzeć sile, którą tchnęła postać Winnetou. Obydwaj pozostali Yuma, zerwawszy się, wnet przyrośli do ziemi ze zdziwienia. Przy sobie mieli tylko noże; dzidy, łuki i strzały leżały na uboczu; broń ta narazie była bezużyteczna. — Wtem pierwszy Yuma nabrał odwagi, cofnął się o krok i zapytał:
— Nieznany, czerwony wojownik! Kto — kto — kto?
Chciał zapewne zapytać, kim jest ów obcy Indjanin, gdy słowa uwięzły mu w gardle. Przecież nie otrząsnął się jeszcze ze strachu. Ale pytanie jego okazało się zbyteczne, albowiem hacjendero, zobaczywszy Apacza, zawołał z nieopisaną radością:
— Winnetou, tak, to Winnetou! Chwała Bogu jesteśmy ocaleni!
— Winn — Winne — Winnetou? — zapytał Yuma urywanym głosem; naraz się otrząsnął, zrozumiał sytuację i krzyknął:
— Uff, Uff! Apacz jest tutaj?! Uff! Chwyćcie za broń, wojownicy, gdyż inaczej...
Mówiąc to, sięgnął po nóż; towarzysze jego byli mniej przytomni; imię Winnetou oszołomiło ich do ostatka. Apacz jednem kopnięciem wrzucił włócznie i strzały do wody i huknął na przywódcę:
— Milcz, Yuma, i nie ruszaj się! Tam oto stoi Old Shatterhand! Może spróbujesz uderzyć go w pysk?
Mnie wydało się to wyrażenie śmieszne; Apacza jednak rozgniewało naprawdę. Stąd jego słowa. — Wy-

64