Związałem ich jak również obydwu ogłuszonych „sennorów“. Winnetou poszedł po naszego towarzysza; wkrótce wrócili prowadząc konie i Playera.
Teraz Yuma Shetar otrzymał od nas dokładne wskazówki, jak się ma zachować wobec jeńców; miał bowiem pozostać przy nich, jako strażnik, podczas gdy my wzięliśmy na siebie schwytanie dwóch pozostałych Yuma, którzy służyli za posłańców do Fuente de la Roca. Powrotu ich należało się spodziewać każdej chwili. Wyruszyliśmy naprzeciw nich natychmiast, nie chcąc dopuścić, aby się zanadto zbliżyli do obozu. W tym wypadku mogliby nas wcześniej spostrzec, niż my ich, i uciec, być może raniąc którego z nas z zasadzki.
Naturalnie, trzymaliśmy się drogi, którą musieli jechać upatrzeni Indjanie. Poszliśmy pieszo, nie biorąc strzelb ze sobą, były nam bowiem zbyteczne.
Drogę, o której wspomniałem, wyznaczał wąski pas łąki, biegnący wpoprzek gęstwiny i zrzadka tylko porosły drzewami. Doszedłszy do skraju lasu, usiedliśmy pod osłoną ostatnich krzaków, gdyż odtąd zaczynała się otwarta prerja, na której brak ukrycia. Wieczór zapadał, więc raczej na słuch, aniżeli wzrok zdać się należało. Czekaliśmy długo w milczeniu, aż nakoniec odezwał się Winnetou, który nie zamienił ze mną jeszcze ani słowa, od czasu, jak mu przeszkodziłem ogłuszyć policjantów.
— Czy mój brat Old Shetterhand gniewa się na mnie, że ukarałem te dwie blade twarze?
— Nie — odpowiedziałem. — Wódz Apaczów postąpił zupełnie po mojej myśli.
— Tacy mogą się trafić tylko między białymi. Indjanin, nawet gdyby dotychczas był moim śmiertelnym wro-
Strona:Karol May - The Player.djvu/68
Ta strona została uwierzytelniona.
68