mniej spodziewałem. Mianowicie, dokładnie w tem samem miejscu, w którem doszliśmy wczoraj do stawu, rozwarły się zarośla i ukazał się — młodszy Mimbrenjo, którego posłałem do Indjan, pilnujących trzód hacjendera, z rozkazem przyprowadzenia mi trzydziestu wojowników. Ponieważ wrócił tak prędko, więc musiało wydarzyć się tam coś niedobrego. Przybyły podał rękę swojemu bratu, a potem zwrócił się do nas ze słowami:
— Moi wielcy bracia zostawili tak wyraźny trop, że mogłem iść za nimi szybko i bez trudu. Niestety, nie wszystko stało się tak, jak sobie Old Shatterhand życzył. Nasi wojownicy, prowadzący trzody, zostali napadnięci przez Yuma.
— Co?! A więc w tej okolicy grasują całe bandy tych czerwonoskórych. Naprzód był Vete-ya ze swoją gromadą, potem owych trzystu w Almaden, a teraz trzecia trupa, która napadła na trzody. To dziwne!
— Old Shatterhand zdziwi się jeszcze bardziej, skoro powiem, że na czele tego oddziału stał Vete-ya.
— Vete-ya? — zapytałem prawie z przestrachem. — Ten przecież jęczy w niewoli u twego ojca, który ma go razem z innymi jeńcami zawieść do pastwisk Mimbrenjów!
— Zapewne udało mu się zbiec. Teraz napadł na trzody.
— Sądzę, że wasi wojownicy stawiali opór?
— Tylko krótki czas. Vete-ya miał ze sobą kilkuset wojowników. Kilku Mimbrenjów zostało zabitych, a wielu trafionych; widząc, że opór nie zda się na nic, uciekli. Kierunek obrali ku hacjendzie, ponieważ wiedzieli,
Strona:Karol May - The Player.djvu/83
Ta strona została uwierzytelniona.
83