Strona:Karol May - The Player.djvu/95

Ta strona została uwierzytelniona.

— Ja sam. Zresztą nie mam nawet potrzeby mieszać się w tę sprawę. Zawiniliście względem wychodźców; im więc wydam was i jestem przekonany, że nie będą robić z wami ceremonij. A może spodziewacie się łaski u nich?
— Jeślibym się dostał w ich ręce, byłbym oczywiście zgubiony. Kto was jednak zmusza do wydawania mnie wychodźcom?
— Nikt; to moja własna decyzja, moja wolna wola. Mogę was wydać w ich ręce, albo wrócić wam wolność, wedle chęci i upodobania.
— Wobec tego prosiłbym was o to drugie!
— Uwolnić was? Was? Co wam strzeliło do głowy?!
Przy tych słowach wykonałem energiczny ruch ręką, który miał mu powiedzieć, że ani mi to w głowie nie postało. Jeniec zagryzł wargi i milczał przez chwilę z widocznym niepokojem; następnie zaczął:
— Master, słyszałem o was wiele, a we wszystkiem, co o was opowiadano, przebijała się zawsze i wszędzie humanitarność, z jaką postępujecie nawet względem zawziętego wroga. Dlaczego więc nie chcecie względem mnie stosować tych pięknych zasad?
— Pah! Zdaje się, że macie fałszywe pojęcie o humanitarności. Ludzkim jest ten, kto traktuje swego bliźniego jako człowieka, a ja tak właśnie czynię. To znaczy: względem dobrego człowieka jestem dobry, a względem złego — zły.
— Więc uważacie mnie za człowieka złego?
— Tak!
— Mylicie się, master. Nie jestem zły; przyznaję jednak chętnie, że postępowałem lekkomyślnie. Chcia-

95