łem się prędko zbogacić i dlatego przyłączyłem się do przedsięwzięcia Meltona. Wtedy nie wiedziałem jeszcze, że wasi rodacy mają pracować całe życie pod ziemią. Możecie w to wierzyć, master! Czy nie jest to więc okoliczność łagodząca?
Udając, że ufam w szczerość jego słów, odpowiedziałem:
— Hm! To rzeczywiście lekkomyślność brać udział w przedsięwzięciu, nie wiedząc dokładnie, jakiemi środkami ma być wykonane. Trudno mi przypisać wam taką nieostrożność.
— A jednak tak było, master. Przysięgam, wiedziałem tylko tyle, iż emigranci mają pracować w kopalni; nie przeczuwałem nawet, żeby miano ich tam zamknąć na całe życie.
— Ale skoro dowiedzieliście się o tem, przystaliście na wszystko?
— Nie. Opierałem się temu, jak tylko mogłem, ale, niestety, nie wskórałem nic. Postanowiłem sobie złagodzić później ich los, o ile to tylko będzie w mojej mocy.
— Tak! Hm! Wobec tego nie jesteście człowiekiem tak niegodnym, za jakiego was uważałem. Czy zdajecie sobie sprawę, co to znaczy, zostać zamkniętym w kopalni na całe życie?
— Naturalnie; potrafię to sobie wyobrazić.
— A do tego w kopalni rtęci! Ta straszna trucizna rujnuje organizm człowieka. Jak wyglądaliby moi biedni rodacy po kilku latach, o ile utrzymaliby się jeszcze przy życiu! A jakaby ich śmierć czekała!
Strona:Karol May - The Player.djvu/96
Ta strona została uwierzytelniona.
96