Strona:Karol May - Trapper Sępi-Dziób.djvu/13

Ta strona została uwierzytelniona.

— Zostań, milord, jeśli panu życie miłe! — zawołał.
Sępi Dziób był dosyć silny, aby się pozbyć napastnika, ale wolał postąpić inaczej. Stanął zesztywniały, jakgdyby sparaliżowany ze strachu, i rzekł ze zdumieniem:
Zounds! Do kata, cóż to takiego?
— Jesteś pan moim jeńcem! — ryknął Meksykanin.
Samozwańczy Anglik otworzył usta ze zdumienia.
— Ach! Oszustwo! Nie chory?
— Nie — roześmiał się napastnik.
— Łotr! Dlaczego?
— Aby pana schwytać, milord!
Pogardliwie obejrzał Anglika, który nawet nie myślał o sprzeciwie.
— Czemu schwytać? — zapytał Sępi Dziób.
— Ze względu na transport, który się znajduje na pańskich łodziach.
— Moi ludzie mnie uwolnią!
— O, nie wierz pan! Widzi pan, jak pańscy wioślarze uciekają? A tu, obejrzyj-no się milord!
Wioślarze istotnie odbili od brzegu, skoro tylko zauważyli, że Sępi Dziób pozwolił się schwytać. Trapper odwrócił się i zobaczył, jak z lasu wyjechał oddział jeźdźców. W kilka sekund później był przez nich okrążony. Udawał zdumienie i w zakłopotaniu potrząsnął gwałtownie parasolem. Jeźdźcy zeskoczyli z koni; Cortejo zbliżył się do jeźdźca. Rozczarowanie odmalowało się na jego twarzy, kiedy zobaczył wrzekomego lorda.
— Kto zacz? — zapytał Anglika.

7