Czy sądzicie, że jeden chociażby kur zapieje, jeśli Cortejo zniknie?
— Tak, jego zwolennicy.
— To właśnie my.
— Jego córka.
— Co nas obchodzi córka! Ślepy jest i nie wie, co mu się gotuje. Szybki, pewny cios, a sprawa zakończona.
— Morderstwo? Brr!
— Brednie! Niejeden już umarł! Pomyślcie tylko, jakie skarby są na łodziach!
— Powiadają, że kilka tysięcy strzelb. To bardzo wiele kosztuje.
— Opowiadają nawet o armatach.
— Co tam armaty! Wiem od samego Corteja, że na statku znajdują się wielkie sumy z Anglji. Podobno mnóstwo miljonów.
— Do pioruna!
— Tak. Czy oddamy te pieniądze Cortejowi, aby w swem obłędnem dążeniu do władzy wyrzucał je oknem?
— Czy wiesz na pewno, że są pieniądze?
— Z całą pewnością. Wywiadowcy Pantery wyszpiegowali tę wiadomość.
— W takim razie bylibyśmy głupcami, gdybyśmy pięniądze zostawili Cortejowi.
— Zabieramy dla siebie! Cortejo musi zejść z drogi! Skoro chodzi o miljony, niema nad czem się zastanawiać. Rzecz najważniejsza — działać po cichu. Wmieszamy się pomiędzy naszych ludzi i wybadamy ich usposobienie, zanim wystąpimy z projektami.
Strona:Karol May - Trapper Sępi-Dziób.djvu/23
Ta strona została uwierzytelniona.
17