Strona:Karol May - Trapper Sępi-Dziób.djvu/27

Ta strona została uwierzytelniona.

dosyć sitowia i gałęzi. Dla Corteja sklecili małą tratwę.
— Jaka jest jej wielkość? — zapytał ociemniały, kiedy mu oznajmiono, że tratwa gotowa.
— Półrzecia metra długości i dwa metry szerokości.
— To za mało.
— Och, sennor, to dosyć, — odparł przywódca. — Wystarczy dla jednego człowieka.
— A gdzie będą ci, którzy mają kierować tratwą?
— Płynąc obok, tem łatwiej będą nadawać jej wymagany kierunek. Większą tratwę mogliby spostrzec z okrętu. Wystawiłaby pana na niebezpieczeństwo, na które nie możemy was narażać, sennor.
Słowa brzmiały tak szczerze, Cortejo był przekonany.
— Dobrze — rzekł. — Niech i tak będzie. Trzeba teraz poczynić ostatnie zarządzenia. Wiecie już, co jest niezbędne. Muszę wam powtórzyć, abyście nie dotykali zawartości parowców i łodzi. Ładunek do mnie należy.
— Czy nie możemy liczyć na jakąś część transportu, sennor?
— Nie. Wiecie wszak, jaki z tego zrobię użytek.
— Ale pomyśl, sennor, że to nie pańska własność. Zabiera pan ją dzięki naszej pomocy. To jest tak, naprzykład, jak okręt wojenny, zagarniający nieprzyjacielski statek. Wówczas załoga otrzymuje zdobycz pieniężną.
— To też dostaniecie ją.
— Ile?

21