Strona:Karol May - Trapper Sępi-Dziób.djvu/42

Ta strona została uwierzytelniona.

oddziału zostanie przy koniach, a reszta natychmiast pośpieszy z pomocą lordowi. — —
W kwadrans po przybyciu trappera, oddział pędził w najszybszym galopie przez równinę ze Sternauem i Sępim Dziobem na czele.
Po dwóch niespełna godzinach ujrzeli jeźdźca, który jechał im naprzeciw. Okrążono go, zanim zdążył zmienić kierunek, ale bynajmniej nie był tem zafrasowany. Średniego wzrostu, średniej tuszy, opalony, wyglądał na lat przeszło pięćdziesiąt. Juarez zapytał:
— Czy zna mnie pan, sennor?
— Tak. Sennor Juarez, prezydent.
— Dobrze. Kim pan jesteś?
— Jestem myśliwym z Texasu. Mieszkam na lewem wybrzeżu rzeki.
— Jak się nazywasz?
— Grandeprise.
— Jesteś Francuzem?
— Nie. Jankes pochodzenia francuskiego.
— Dokąd zmierzasz?
— Do domu.
— Skąd przybywasz?
— Z Monclovy.
— Widział mnie pan tam?
— Tak.
Juarez zmierzył go przenikliwem spojrzeniem i zapytał:
— Czy znajome ci nazwisko Cortejo?
— Tak. Słyszałem je w Monclovie.
— A czy znasz go?
— Nie.

36