xasu i stracilibyśmy nad nim władzę. Czy są jakieś oznaki, wskazujące, dokąd się udał?
— Tak — odparł Sternau. — Do hacjendy del Erina. Tam jest jego córka. Ślepy i bezradny, nadewszystko musi dążyć do ludzi, którym może ufać. Mam na myśli w pierwszym rzędzie córkę.
— Sądzi pan, ze ten myśliwy zaprowadzi go do hacjendy? W jakim celu?
— Cortejo przyrzekł mu chyba sute wynagrodzenie.
— To bardzo prawdopodobne. Jest również rzeczą możliwą, że ludzie ci znają się oddawna.
Naraz oszołomienie odmalowało się na twarzy Sternaua.
— To przypuszczenie przywiodło mi coś na pamięć — rzekł. — Czy przypomina pan sobie odpowiedź myśliwego, kiedyśmy go zapytali o nazwisko?
— Tak. Powiedział, że się nazywa Grandeprise.
— Grandeprise jest sprzymierzeńcem Corteja! Wszak Enrico Landola nazywał się dawniej Grandeprise!
— Mniema pan, że jest spokrewniony z tym myśliwym?
— Prawdopodobnie. Nieczęsto wszak spotyka się takie nazwisko.
— Trzeba pośpiesznie schwytać obu ptaszków. Co zarządzimy w tym celu?
— Wysłałem kilku Apaczów, aby zbadali ślady. Mają się przekonać, czy trop prowadzi ku Saltillo, a następnie przywieźć odpowiedź do Monclovy.
— Czy nie lepiejby było, zamiast wywiadowców,
Strona:Karol May - Trapper Sępi-Dziób.djvu/59
Ta strona została uwierzytelniona.
53