Strona:Karol May - Trapper Sępi-Dziób.djvu/65

Ta strona została uwierzytelniona.

W chwili, kiedy zakończył kopję, parowiec wydał ostre gwizdnięcie. Przyjechano do obozu. W obozie panował żywy ruch. Nietylko byli tu jeźdźcy, ale także zamówione wozy, zaprzęgnięte w woły. Można było ogarnąć wzrokiem całe zgromadzenie, gdyż była to otwarta prerja. Łodzie ruszyły ku brzegom i przystanęły. Zaczęło się wyładowanie.
Teraz okazało się, co przywiózł lord dla Juareza — małe beczułki, pełne złotych monet, tysiące strzelb, noży, pistoletów i rewolwerów; wielkie zapasy prochu, ołowiu, gotowych patronów, telegrafów polowych z wielu milami drutu, nosze dla rannych, i wiele innych rzeczy, niezbędnych do walki i pielęgnowania rannych. Łodzie były wypełnione ładunkiem; ludzie, pracujący nad przeniesieniem ich zawartości na wozy, rozumieli, że tej pomocy, okazanej Juarezowi przez Anglję, wprost niepodobna ocenić.
Dryden osobiście kierował wyładowaniem, a Juarez przyjęciem ładunku i przepakowywaniem. Sternau pomagał lordowi.
— Co się stanie ze statkami? — zapytał.
— Wrócą do El Refugio. Zostaję przy Juarezie.
— Jako poseł Anglji?
— Tak.
— Ale czy uprzytomnił pan sobie niebezpieczeństwa, na które się narażasz, milordzie?
— Tak. Nie mogę się na nie oglądać. Moja obecność uprawomocnia czyny prezydenta. Zobaczymy, czy wojska cesarskie potraktują jako szajkę bandycką armję, przy której przebywa prawomocny przedstawiciel Wiel-

59